|
Poradnik jakich błędów nie popełniać, czyli słów parę na temat 26. Spar Marathon Budapest
10-10-2011
2 październik 2011. Dzień, na który wyczekiwałem od bardzo dawna. Dzień, do którego przygotowywałem się od bardzo dawna. Dzień, który miał być uwieńczeniem biegowego sezonu. Miał być, a skończyłem jak nasza reprezentacja piłkarska, czyli tak jak zawsze…
Wynik 3:14’40 i 135. miejsce w klasyfikacji generalnej. Dla mnie zdecydowanie poniżej oczekiwań. Popatrzmy na to wydarzenie na spokojnie po upływie paru dni. Mocne przeziębienie na początku września wykluczyło mnie z biegania n prawie 2 tygodnie. Stając na starcie wiedziałem, że nie jestem w optymalnej formie, ale mimo to zdecydowałem, że będę walczyć o zostanie ‘trójkołamaczem’. Dodatkowo bardzo się cieszyłem, że jest grupa na czas 3:00:00. Więc ustawiłem się z nimi i poszło… Dzień bardzo słoneczny i gorący, dodatkowo wzmocniony przez centrum wielkiego miasta. Po pierwszych 5km mam wrażenie, że biegniemy za szybko. Po 10km jestem pewien, że jest za szybko, ale nie kontroluję czasu, bo przecież biegnę z zającami, którzy doskonale wiedzą co robią. Na 15km odpuszczam i już wiem, że maraton się dla mnie skończył. Na 16km chcę zakończyć i zejść z trasy, ale postanawiam ćwiczyć swój charakterek i biegnę dalej. Czas na półmetku 1:31’14 daje teoretyczną szansę na dobry czas. Ale tylko teoretyczną, bo zapas energii już wyczerpałem. Na każdym punkcie z wodą spaceruję uzupełniając płyny i ładnie szczerzę ząbki na węgierskie okrzyki w moją stronę. Mijam zająców na 28km i biegną oni tylko z jednym biegaczem!! Nie tylko dla mnie było za szybko na początku, również dla reszty 30-sto osobowej grupy. Czy 30 osób może być bez formy, czy 30 osób może nie mieć swego dnia? Statystycznie tak, ale realnie nie. Więc naprawdę coś nie tak było z tempem na początku… Biegnę (lepsze słowo człapię) sobie dalej powoli, podziwiam miasto, i tak mija kilometr za kilometrem. Wreszcie Plac Herosów i meta. Podsumowując, dostałem bardzo bolesną, ale i ważną lekcję od maratonu. I wiem również, żeby zawsze sprawdzać czas – nawet, gdy biegnę z zającami. P.S. Na mecie specjalnie podniosłem ręce w geście triumfu, żeby ładnie wyszło na zdjęciu. Tak naprawdę nie było zakładanej radości. Damian Kośmider
Powrót
|
|