|
Plama na honorze zmazana. Halfmarathon Graz
14-10-2011
Rycerz ma do wyboru: albo zmaże plamę na swoim honorze, albo przestaje nim być. Więc nie miałem się nad czym zastanawiać stając na linii startu półmaratonu w Graz (Austria) 9 października 2011.
Pogoda wymarzona. Około 10 stopni, słonecznie, lekki chłodny wiatr. Trasa atestowana, poprowadzona przez najciekawsze miejsca tego miasta. Po raz pierwszy wystartowałem z Garminem na swoim nadgarstku. Ustawiłem na nim czas 1 godzina 27 minut. I w trakcie biegu chłopek na zegarku pokazywał mi, czy jestem lepszy, czy gorszy. Czyli bez mierzenia aktualnego czasu, bez sprawdzania tempa - cóż, człowiek się uczy całe życie. Godzina 10.00 i start. Ustawiłem się lekko za daleko, więc pierwsze kilometry to przebijanie się do przodu. Potem ustabilizowałem tempo i po prostu biegłem. Kilometry w zaskakująco szybkim tempie mijały jeden po drugim. Kibice (rety, w żadnym biegu nie widziałem tylu kibiców co tutaj) i zespoły muzyczne (koleś w przebraniu Elvisa po prostu mnie rozbroił) pomagały utwierdzić mnie w przekonaniu, że się uda. Dobiegam do 19 kilometra. Ostatni rzut oka na Garmina: pokazuje, że jestem 67 metrów lepszy niż założony wynik. Energia wewnętrzna jest, więc przyspieszam, żeby wykręcić jeszcze lepszy czas. Oj tak, lubię to uczucie, kiedy nogi mówią „jesteśmy zmęczone, zwolnij, prosimy" a ja na przekór im jeszcze podkręcam tempo. Przyspieszam, i nagle buch, za zakrętem wielki zonk. Ostatnie 2 kilometry były wspólne dla połówki i biegu na 10km, więc nagle pojawiło się wielu powolnych biegaczek i biegaczy zajmujących całą szerokość trasy. Więc chcąc nie-chcąc rozpocząłem slalom, zamiast gnać prosto do przodu jak struś pędziwiatr. Meta, spojrzenie na zegar i ... jest!! Nowa życiówka 1:26:47
Wynik ten jest bardzo istotny dla mnie. Dlaczego? Pokazał, że potrafię utrzymać szybkie tempo (średnio 4'07), oraz zeszłotygodniowa przegrana bitwa w Budapeszcie to był tylko wypadek przy pracy. I co najważniejsze, mogę dalej być biegającym rycerzem.
Damian Kośmider
Powrót
|
|