STRONA GŁÓWNA


 STOWARZYSZENIE


Kim jesteśmy
Statut stowarzyszenia
Władze stowarzyszenia
Deklaracja członkowska

 O NAS


Członkowie
Nasze sukcesy
Maratończycy
Maratończycy - wyniki
Wspomnienia z biegów
Falstart w mediach
Puchar Falstartu

 BIEGAJ Z NAMI


Wspólne treningi
Wspólne wyjazdy
Nasze trasy biegowe
Kalendarz biegów

 KONTAKT


    falstart.chrzanow@wp.pl

 

    KRS        0000364846

    NIP         628-224-17-74

    REGON   121381149


 GALERIA


Galeria





Z perspektywy amatora

09-06-2011


Udział w rajdzie ekstremalnym Jura Skałka Adventure 2011 był moim debiutem i jakże fantastycznym przeżyciem! Zacznijmy jednak od początku…

 



      Pewnego majowego poranka wybrałam się na trening. Truchtając, w ciszy kontemplowałam piękno otaczającej mnie przyrody. W pewnym momencie z zadumy wyrwały mnie dobiegające z oddali czyjeś słowa: „Cześć Olu! Co ty tutaj robisz?” – krzyczał doganiający mnie Jurek, jakby nie widział, że biegam… Dalej podążyliśmy już razem.

 

      Mój towarzysz wspomniał, iż od pewnego czasu urozmaica sobie biegowe treningi, startując w rajdach przygodowych. Do tej pory dopiero dwukrotnie miał okazję spróbować swych sił w tej konkurencji, jednak to wystarczyło, aby złapać bakcyla. Moje zainteresowania innymi dyscyplinami sportowymi, poza bieganiem, do tej pory były dosyć ograniczone. Okazjonalnie jeździłam na rowerze, rolkach lub pływałam. Jurek opowiadając o zawodach, w których brał udział bardzo zaciekawił mnie tematem. Wspomniał o zbliżającym się rajdzie Jura Skałka Adventure 2011…

 

I tak to się zaczęło

 

      Lubię aktywnie spędzać czas wolny, dlatego Jurek nie musiał mnie specjalnie namawiać do udziału w tej imprezie. Rzucił tylko: „To co, jedziemy?” I pojechaliśmy. Biegowo byłam przygotowana całkiem nieźle, gdyż kilka tygodni wcześniej brałam udział w maratonie. Pomyślałam więc, że 40-kilometrowa trasa nie powinna stanowić dla mnie dużego problemu. Najbardziej obawiałam się zadań specjalnych, które czekały nas na trasie. „Dasz radę! Nie możesz poddać się bez walki!” – motywował mnie Jurek kilka dni przed startem.

 

Podlesice - Jura Skałka Adventure 2011

 

      Nadeszła sobota, 28 maja. O godzinie szóstej rano dotarliśmy do hotelu „Ostaniec” w Podlesicach, gdzie zlokalizowane było biuro zawodów wraz z całym zapleczem. Szybko dopełniliśmy wszelkich formalności związanych z udziałem w imprezie i w pełnej gotowości oczekiwaliśmy godziny rozpoczęcia rywalizacji. Z każdą minutą, mimo kiepskiej aury,  atmosfera robiła się coraz bardziej gorąca. Jeszcze przed zawodami każdy zespół otrzymał mapkę z wyznaczonymi punktami kontrolnymi. Szybko przystąpiliśmy do jej analizy i ustalenia taktyki biegu. Jak się potem przekonaliśmy pośpiech okazał się kiepskim doradcą. Pominęliśmy kilka istotnych niuansów, w wyniku czego na zadaniach specjalnych trafialiśmy na długie kolejki. Mówi się trudno, człowiek najlepiej uczy się na swoich błędach - następnym razem rozsądniej rozpatrzymy wszelkie warianty.

 

      Naszym nadrzędnym celem było zaliczenie wszystkich osiemnastu punktów i dotarcie na metę przed upływem wyznaczonego limitu czasu. Oczywiście zależało nam również na tym, aby wszystkie zadania wykonać jak najlepiej, gdyż każde z nich było punktowane.

 

Godziny, punkty, kilometry…

 

      Kilka minut po godzinie 7:30 ekspres relacji Chrzanów - Krzeszowice wyrusza w trasę... Niemal od samego początku ciągle mijamy się z dwiema drużynami: żeńską (Alicja i Amelia) i męską (Marek i Dariusz), które opracowały identyczną taktykę. Ciągła rywalizacja okazuje się wyjątkowo motywująca. W chwilach zwątpienia, gdy zmęczenie dawało się porządnie we znaki, żaden z zespołów nie chciał odpuścić - każdy z nas zdawał sobie sprawę, że przeciwnik również jest wykończony.

 

      Kierujemy się na południe, do punktu zlokalizowanego przy skałkach w środku lasu. Już na samym początku fundujemy sobie kilkukilometrowy bieg po zróżnicowanych terenie – piaszczyste ścieżki, strome podbiegi, gęsty las. Przedzierając się przez zarośla gubię kartę identyfikacyjną… Na szczęście podążający za mną Jurek dostrzega ją w porę. W przeciwnym razie już na samym początku musielibyśmy zakończyć zmagania :( Docieramy wreszcie do skałek, Jurek walczy z zaparowanymi okularami, nerwowo rozglądamy się za punktem kontrolnym. „Jest!” – krzyczy mój towarzysz. Przy wybranym przez nas na początek punkcie nie ma żadnego zadania specjalnego – to jeden z dwóch takich na całej trasie.

 

      Pobieżnie spoglądamy na mapę i nie tracąc więcej czasu biegniemy dalej. Docieramy na śliczną, pokrytą kwitnącymi roślinami łąkę. Niestety, wszystko ma swoje plusy i minusy. Łąka zachwycając pięknem obfituje w ponadprzeciętną ilość wody, która nie zdążyła jeszcze wyschnąć po nocnej ulewie. Zmoczeni, z chlupiącą w butach wodą podążamy dalej. Na plecach czujemy oddechy innych zawodników. Trochę błądząc wreszcie odnajdujemy policyjny tor przeszkód. Szybko wykonujemy zadanie – bieg po oponach, czołganie, rzucanie do celu.

 

      Wykonanie kolejnego zadania dostarcza nam sporą dawkę śmiechu. Musimy pokonać jak najdłuższy dystans za pomocą dwóch skrzynek od piwa. Cały szkopuł polega na tym, iż należy w dwójkę stanąć na jednej z nich, drugą przestawiając kilkanaście centymetrów dalej. I w ten sposób przemierzyć kilkanaście metrów… Trzeba porządnie nagimnastykować się, aby jak najszybciej wykonać to zadanie i nie spaść ze skrzynek, gdyż spowoduje to stratę cennych punktów. Obserwujemy dwóch solidnie zbudowanych mężczyzn, dla nich to nie lada wyczyn. Nam idzie nieco łatwiej, jednak wymaga to szybkości, zwinności, dobrej równowagi i doskonałego skoordynowania ruchów.

 

      Podążamy w kierunku zalewu, gdzie wsiadamy do canoe. Odbijamy od brzegu i płyniemy… a raczej staramy się w jakikolwiek sposób przesuwać do przodu. Niestety, niezależnie od sposobu wiosłowania, kręcimy się w kółko! Przed nami jakaś załoga ma ten sam problem, więc czujemy się nieco pokrzepieni. Tymczasem mija nas kilka ekip, sprawnie wykonujących zadanie. Po jakimś czasie dochodzimy do zaskakującej konkluzji – canoe jest niewłaściwie obciążone – musimy zamienić się miejscami. Dzięki temu udaje nam się z powrotem dotrzeć na suchy ląd.

 

      Biegniemy do następnego punktu nad zalewem, zaskoczeni widzimy wyłaniające się z wodnych otchłani postacie…  Na szczęście czeka to tylko jednego z nas – Jurek bierze to na swą męską pierś i dzielnie zanurza się pod wodę. Po pokonaniu kilkunastu metrów i dotarciu do nurka wyłania się za przykładem innych zawodników.

 

      Kolejnym zadaniem z jakim przychodzi nam się zmierzyć jest tyrolka. Musimy odczekać kilkanaście minut, gdyż przed nami znajduje się kilka zespołów. To czas kiedy możemy nieco zregenerować siły i osuszyć mokre ubrania przy rozpalonym w pobliżu ognisku. Przejazd na poziomo rozwieszonej linie pomiędzy dwiema formacjami skalnymi, kilkanaście metrów nad ziemią, dla nowicjusza może okazać się pewnym problemem… Trzeba jednak przełamać kiełkujący strach i przystąpić do dzieła. Okazuje się, iż z perspektywy obserwatora wyglądało to przerażająco, natomiast w rzeczywistości to fantastyczna przejażdżka :)

 

      Podążamy na strzelnicę, gdzie czekające nas zadanie jest oczywiste – oddajemy po trzy strzały z wiatrówki, otrzymując w zamian maksymalną ilość punktów. Na następnym punkcie spotykamy policjantów, którzy wybranej z duetu osobie polecają założyć ochraniacze, kask, po czym z tarczą i pałką w rękach, przebiec pewien odcinek.

 

      Zmierzamy do następnego punktu, tym razem jednak odległości pomiędzy nimi zaczynają wzrastać nieproporcjonalnie do naszego zmęczenia. Nerwowo spoglądamy na zegarek, zbliża się południe, a my wciąż nie jesteśmy na półmetku. Czy zdążymy dotrzeć do wszystkich punktów kontrolnych? W myślach zadajemy sobie to pytanie, bojąc się wypowiedzieć je na głos. Biegniemy dalej… Każdy fragment twardej nawierzchni wykorzystujemy, aby nadrobić stracone minuty. Na polnych, zabłoconych drogach czy wzniesieniach przechodzimy do marszu – bieg staje się zbyt dużym wysiłkiem. Docieramy do jakieś niewielkiej mieściny, wywołując zamieszanie wśród miejscowej ludności. Przechodnie spoglądają na nas ze zdziwieniem, zastanawiając się zapewne po co to robimy? No właśnie, po co?? Dlaczego wolnego dnia nie spędzimy na wygodnym fotelu lub zabawie u znajomych, zamiast brudzić się i narażać na szwank swoje zdrowie…?

 

      Tymczasem wbiegamy na polną drogę. Nagle przed nami pojawiają się... krowy. Zwalniam nieco tempo, spoglądając czy przypadkiem nie ma wśród nich osobnika męskiego… „Bez obaw - nie są agresywne, czasami tylko trochę złośliwe i leniwe – jak to krooowa” – uspokaja mnie mój towarzysz, dostrzegłszy błyskawicznie moją reakcję. Zostawiając za sobą te sympatyczne zwierzęta, wdrapujemy się na kolejne wzniesienie. Biegnąc na przełaj przez pola i lasy docieramy do celu. Otrzymujemy do dyspozycji linę, gumę, kilka karabinków alpinistycznych i dwa drzewa. Sznur musimy zawiązać w taki sposób, aby jednym ruchem napinał się bądź rozluźniał. Zadanie wykonujemy poprawnie, jednak nieco utrudnionym sposobem – niestety, za innowacyjne pomysły regulamin nie przewiduje dodatkowych punktów.

 

      Przed nami ponownie spory odcinek do pokonania. Czas ucieka, dlatego coraz częściej rezygnujemy ze ścieżek, wybierając drogę na skróty. Nie omijamy wzniesień, jeżeli tylko droga przez szczyt jest krótszym wariantem. Odnajdujemy kolejny, ukryty wśród zarośli, punkt - to już 10, a więc połowa za nami! Dostajemy młotek i po jednym gwoździu – liczy się jak najkrótszy czas wykonania zadania. Praktyka czyni mistrza: zostajemy najszybszym mixem w przypijaniu gwoździ :)

 

      Podążamy dalej… znowu na przełaj. Na całkowicie przemokniętej mapie dostrzegamy jakąś rzeczkę o nieznanych wymiarach? Podejmujemy ryzyko przeprawy, gdyż do mostku daleko. W efekcie, Białka okazuje się płyciutkim strumykiem, otoczonym dosyć grząską łąką.  Przed nami kolejne wodne zadanie. Przy użyciu półmetrowej, podziurawionej rury, należy napełnić wiaderko stojące kilkadziesiąt metrów dalej. I jak to wykonać? Każdy z zespołów miał na to swój patent, najważniejsze by był skuteczny.

 

      Biegnąc do kolejnego punktu zastanawiamy się co tym razem wymyślili dla nas organizatorzy? Z oddali dostrzegamy błądzących pomiędzy butelkami z wodą innych zawodników. Ich atrybutem jest biała laska i zamknięte oczy. Zadanie miało na celu pokazanie jak trudno poruszać się osobom niewidomym, jak łatwo stracić orientację przestrzenną czy potknąć się na drobnej przeszkodzie. Równocześnie miało uświadomić jak ważną funkcję przejmuje słuch – gdy nic nie widzimy, delikatne uderzenie o butelkę  staje się wyraźnym sygnałem.

 

      Coraz bardziej zmęczeni, docieramy na miejsce kolejnego zadania, gdzie czekają nas jakieś akrobacje na linie! Zadanie niemal niemożliwe do opisania, jednak wbrew pozorom możliwe do zaliczenia. Było przy nim trochę zabawy i śmiechu, pojawiły się również chwile grozy i niepokoju. Ucieszeni z bezbłędnie wykonanego zadania, zostajemy poinformowani, iż była to wersja podstawowa, za jedyne 3 punkty. Bez wahania postanawiamy przystąpić do trudniejszego wariantu –  szybko jednak okazuje się, iż przerasta on nasze możliwości.

 

      Pokonanie na rowerze krótkiego odcinka to chyba najłatwiejsze zadanie. Któż z nas nie jeździł wcześniej na jednośladzie - nawet takim, któremu kierownica ledwo się kręciła? :)

 

      Do końca rajdu coraz bliżej: czasu coraz mniej, punktów do zaliczenia również – raptem cztery. Pojawiła się iskierka nadziei na zaliczenie wszystkich w regulaminowym czasie. Zmierzamy ku skałkom, a więc przed nami wspinaczka. Docieramy do podnóża mokrych i śliskich skał… Widzimy wąską szczelinę, którą należy wspiąć się na górę. Dla Jurka to bułka z masłem, bez najmniejszego problemu wykonuje zadanie. Moja kolej – ubieram na głowę  kask ochrony, uprząż na biodra i ruszam. Wspinam się po raz pierwszy w życiu. „Gdzie by tu postawić nogę, a w którym miejscu drugą…?” – pytam samą siebie. Próbuję, jednak niewiele z tego wychodzi, tkwię ciągle na tej samej wysokości. Mokre buty ze śliską podeszwą, zmęczone mięśnie, no nic – daleko tym razem nie zajdę :/ Poddaję się…

 

      Zmierzamy w kierunku grupy skał, znajdującej się gdzieś w lesie. Bez większych problemów odnajdujemy tę właściwą, tym razem bez zadania specjalnego. Nieopodal znajduje się jaskinia, z której zostajemy przekierowani do innej groty, usytuowanej nieco dalej. Na miejscu otrzymujemy zadanie odszukania w ciemnościach perforatora. Macając po omacku jej wnętrze, brudząc i obijając się, wykonujemy powierzoną czynność. Ten punkt ze wszystkich najbardziej nas zawiódł, gdyż liczyliśmy na ciekawą eksplorację jaskiń.

 

      Przed nami ostatni punkt – ostatnie zadanie. Wstępują w nas nowe siły, ochoczo pędzimy ku następnemu wyzwaniu. Naszym oczom ukazuje się tor przeszkód: podest z pochylniami, krawężniki, pachołki. Musimy sobie z tym poradzić siedząc na wózku inwalidzkim. Z perspektywy osoby niepełnosprawnej, miejska architektura wygląda zupełnie inaczej; zdrowe osoby nie dostrzegają tych wszystkich utrudnień.

 

      Udało się, zaliczyliśmy ostatni punkt! Świadomość tego dodaje nam skrzydeł. Biegniemy co sił w nogach, aby po blisko 10. godzinach przekroczyć linię mety!!! :)

 

„We are the champions…”

 

      Satysfakcja z ukończenia zawodów jest ogromna. Zajmujemy trzecią pozycję w kategorii zespołów mieszanych, więc nasza radość jest zwielokrotniona. Nie było to co prawda zwycięstwo, jednak czuliśmy się jak Zwycięscy.

 

      Warto było spędzić ten czas w taki sposób – mimo, iż kosztowało to nas dużo wysiłku. Warto docenić to, że jesteśmy sprawni, pozbawieni jakichkolwiek dysfunkcji. Tak wielu ludzi nie potrafi się z tego cieszyć i w odpowiedni sposób tego wykorzystać…

 

 

Aleksandra Jachimczyk



Powrót



BIEGAJ Z NAMI


Wspólne treningi

 

<tymczasowo zawieszone>


 DOŁĄCZ DO NAS


FACEBOOK

 STRONY O BIEGANIU


maratonypolskie.pl
bieganie.pl
jak-biegac.pl
wbiegu24.pl
www.nasze-bieganie.pl
biegajznami.pl
maratony24.pl
treningbiegacza.pl
runners-world.pl

 PRZYJACIELE


ZADYSZKA OŚWIĘCIM


KTK CHRZANOW





LIOOSYS CMS - web content management