|
VENI, CURRENS, VICI
28-06-2011
Volkswagen Olomouc Half Maraton
Tytuł w luźnym tłumaczeniu znaczy ‘przybyłem, przebiegłem, zwyciężyłem’. Rzecz jasna, nie wygrałem w klasyfikacji generalnej, wygrałem z przeszkodami, które przytrafiły mi się w trakcie przygotowań, oraz w trakcie samego biegu. Podsumowując, czeski weekend biegowy bardzo udany. Z wielu powodów bardzo udany, o części napiszę, a część pozostanie naszą słodką tajemnicą. 86 miejsce w klasyfikacji generalnej, 4 miejsce wśród uczestników z Polski, i nowa życiówka 1:28:05. A miałem biec ostrożnie… Start biegu o godzinie 19.00 to strzał w środek tarczy. Po godzinie 15, kiedy pociąg dojechał na stację Olomouc Hlavni Nadrazi, panował straszliwy upał. Kiedy zapanował przyjemny wieczorny chłód, rozpoczął się bieg. Prawie 1800 osób wyruszyło z Horni Namesti. Początek spokojny, w tłumie. Bałem się tego biegu, bo parę tygodni wcześniej doznałem kontuzji żebra, które przerwało moje przygotowania na dwa tygodnie.
Stopniowo przyspieszałem aż wkręciłem się w moje tempo. Czas po 5 km bardzo ładny, czas po 10 km nadal bardzo ładny. W tym momencie uwierzyłem, że jest szansa na dobry wynik. A skoro żebro nie przypominało o sobie, to dlaczego nie spróbować powalczyć? Trasa płaska i wielu kibiców krzyczących po czesku zachęcało do utrzymania tempa. Dodatkowo zaczął delikatnie kropić deszcz. 15 km i nadal miły czas. No i stało się … Po 16 km dostałem kolki i musiałem zwolnić aż do 17.5 km (myślę, że straciłem około 1 minuty przez ten kryzys). Mam nadzieję, że to nie przez pyszne naleśniki, które sam wcześniej naszykowałem i którymi objadaliśmy się przez cały dzień. Na 20 km przyspieszyłem. Na 21 km pędziłem ile tylko miałem siły. Wzrok bazyliszka mówiący 'uciekać z mojej drogi' idealnie oddaje emocje tuż przed linią końcową… Jest meta, jest rekord. Bardzo miło mi się zrobiło, kiedy podszedł do mnie biegacz z Hiszpanii i pogratulował finiszu. Medal na szyi, zdjęcie czipa z buta i radość. Wielka radość. W bieganiu, tak jak i w życiu, najważniejsze jest, aby mieć z kim dzielić tą radość. I tak się też stało. A smak ciemnego Gambrinusa pomógł delektować się sukcesem… Dziękuję. Cóż, podsumowując moje pierwsze zagraniczne bieganie: rewelacja czyli 10/10. Następne podejście do biegu u naszych południowych sąsiadów w sierpniu. Damian Kośmider
Powrót
|
|