Pustynne miraże
14-08-2011
Piach, słońce i łzy towarzyszyły zawodnikom, którzy odważyli się wziąć udział w ekstremalnym biegu po Pustyni Siedleckiej.
Biorąc pod uwagę uwarunkowania geograficzne naszego kraju wspomniane zawody odbywały się w bardzo nietypowych warunkach. Sypki piasek usuwający się spod stóp towarzyszył biegaczom na każdym odcinku trasy. Niezwykle urozmaicony profil trasy z bardzo stromymi podbiegami i zbiegami, temperatura w cieniu przekraczająca 300C i duża wilgotność powietrza nie ułatwiały rywalizacji. Jak przystało na bieg po pustyni był on morderczo trudny – według niektórych zasłużył na miano „Suchego Katorżnika”, według innych uchodzi za najtrudniejszy bieg w Polsce. Szeroka gama dystansów Dzięki różnorodnym dystansom, od 5 kilometrów aż do maratonu, każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Organizatorzy przygotowali również osobną konkurencję dla najmłodszych. Była to trzecia edycja zawodów, które rozpoczęły się od „Pustynnej 10” i ewoluując doszły do 42. kilometrów. Co roku na linii startu pojawiają się nowi śmiałkowie chcący spróbować swych sił w starciu z pustynią, jak również coraz dłuższym dystansem. Półmaratończycy i maratończycy rozpoczęli zmagania o godzinie 11:00, natomiast start biegu na 5 i 10 kilometrów miał miejsce dopiero o 15:30. Ze względu na specyfikę tego biegu organizatorzy umożliwili zawodnikom skrócenie deklarowanego wcześniej dystansu. Wielu maratończyków skorzystało z tej możliwości, kończąc bieg po 21. kilometrach. Półmaraton vs maraton W przedpołudniowej grupie wystartowała Ola Jachimczyk, która od samego początku narzuciła swoim rywalkom dosyć mocne tempo. Dzięki temu po kilku okrążeniach (każda pętla miała 2,5 kilometra) uzyskała znaczną przewagę nad pozostałymi biegaczkami. Zwycięstwo miała już w kieszeni, pozostało jedynie pytanie o dystans, który postanowi ukończyć. - Początkowo zamierzałam przebiec maraton (17 okrążeń), jednak już przed startem zapowiedziałam, iż może się to zmienić. Bieg po pustyni w tak niekorzystnych warunkach pogodowych okazał się zbyt dużych obciążeniem dla organizmu, w związku z czym ambicje musiały ustąpić miejsca rozsądkowi. Moje rywalki postąpiły podobnie, zakańczając wcześniej zmagania. Ostatecznie z ponad 30 osób, które deklarowały dłuższy wariant trasy, maraton ukończyło jedynie dziewięć. Pustynna dyszka Na dystansie 10. kilometrów w barwach naszego stowarzyszenia wystąpił Grzesiek Raźniak. W przeciwieństwie do Oli (która brała udział w poprzednich edycjach zawodów), debiutował w tego typu imprezie. Na starcie stanęło blisko 150. zawodników, a wśród nich reprezentanci służb mundurowych w oficjalnych strojach! - Start umiejscowiony był lekko pod górkę, po czym cała grupka zniknęła za wzniesieniem. Po chwili obserwatorzy ujrzeli kolorowego węża sunącego przez pustynię, który następnie powoli wspinał się na pierwsze wzniesienie, z każdą minutą coraz bardziej rozciągając się. Szybko przekonałem się, że nie będzie to łatwy bieg. Najbardziej widowiskowymi momentami podczas biegu były bardzo ostre zbiegi. Wykonując jeden krok w powietrzu przemierzało się niemal trzy. - Popełniłem błąd nie zabezpieczając przed biegiem odpowiednio swoich butów. Efektem tego było mnóstwo piachu w skarpetach, który nie ułatwiał zmagań, będąc równocześnie przyczyną niejednego pęcherza. Podczas ostatniego okrążenia postanowiłem zdjąć buty i ostatni kilometr pokonać na bosaka. Na chwilę było całkiem wygodnie, jednak nie zdecydowałbym się na pokonanie całego dystansu w ten sposób (na trasie natrafić można było na kamienie lub wystające korzenie). Uważam, że był to bardzo ciekawy bieg, całkiem nowe doświadczenie – chętnie wrócę tam również za rok. Upragniona meta Na mecie, bez względu na ukończony dystans każdy zawodnik otrzymał medal upamiętniający włożony w ten bieg wysiłek. Utracone podczas biegu płyny uzupełnić można było soczystym arbuzem, którym organizatorzy częstowali bez umiaru, natomiast stracone kalorie pysznymi pączkami. Zapraszamy do naszej galerii i obejrzenia filmu: http://www.youtube.com/watch?v=QUhyrSYqENk Aleksandra Jachimczyk Grzegorz Raźniak
Powrót
|